Loading...

WYDARZENIA PO KATASTROFIE


Na miejsce tragedii przyjechał starosta słupski Andrzej Przybylski, który pokierował dalszą akcją i sporządził dokładny raport o okolicznościach katastrofy. Ze Słupska przyjechał też lekarz, który z pomocą mieszkańców Gardny Wielkiej zajął się uratowanymi: umieszczono je w pobliskiej sali gimnastycznej i zadbano, aby nie zasnęły, chroniąc je przed opóźnionymi skutkami zalania wodą płuc. Potem na polecenie starosty ocalałe dziewczynki przeniesiono do innego obozu harcerskiego w pobliskiej wsi Siecie pod opiekę tamtejszych wychowawców i stamtąd odbierały je rodziny.
 
Z Łodzi na miejsce katastrofy przyjechali prezydent miasta Eugeniusz Stawiński i I sekretarz łódzkiej PPR – Ignacy Loga-Sowiński. Ciała ofiar złożono w przywiezionych z Łodzi trumnach i dwa dni po katastrofie przewieziono do Łodzi. Z uwagi na upały zalecono ich natychmiastowe pochowanie (bez przeprowadzania sekcji, gdyż przyczyna śmierci była oczywista).
 
22 lipca 1948 r. (w dniu Narodowego Święta Odrodzenia Polski) odbył się w Łodzi zbiorowy pogrzeb 17 harcerek, zorganizowany przez łódzką chorągiew harcerską przy pomocy władz miasta oraz kurii biskupiej, która przekazała kwaterę na pochówek. W uroczystościach wzięło udział około 25 tysięcy osób, poprowadził je biskup Kazimierz Tomczak z udziałem 40 księży. W trakcie pogrzebu dochodziło do dramatycznych scen, rozpaczające matki mdlały, a nieznana osoba rozpuściła plotkę, że niektóre trumny są puste i nie wszystkie ofiary znaleziono. Aby uspokoić zdesperowane rodziny, trumny na cmentarzu otwarto, zadając kłam plotce.
 
Podczas tego pogrzebu na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej w Łodzi zostały pochowane obok siebie: 12-letnie Krystyna Milerowicz, Zofia Pacuszka, Halina Piecek; 13-letnie Anna Bogdanowicz, Halina Broszkiewicz, Elżbieta Czernik, Krystyna Jencz, Maria Kozłowska, Lidia Niepołomska, Joanna Skwarczyńska; 14-letnie Anna Jaziewicz, Irena Piecek, Barbara Szabłowska, Anna Ślisiewicz, Krystyna Walewska oraz 15-letnie Aleksandra Kozłowska i Teresa Zapolska.
 
Pozostałe ofiary, na życzenie rodzin, zostały pochowane odrębnie: 13-letnia Halina Wizner w innym miejscu na tym samym cmentarzu, 21-letnia harcerka-opiekunka Teresa Czyżykowska i jej bratanica, 14-letnia Teresa Sokołowska na cmentarzu w Dołach, a nauczycielka, 37-letnia Eugenia Leszewska oraz jej bratanice – 10-letnia Teresa i 8-letnia Elżbieta Leszewskie na cmentarzu św. Anny na Zarzewie. Dwie ostatnie ofiary katastrofy, 19-letnia Halina Kowal i 42-letnia Rozalia Zabłocka były mieszkankami Gardny Wielkiej i tu odbyły się ich pogrzeby.
 
W relacjach, jakie bezpośrednio po katastrofie (20 i 21 lipca 1948 r.) przekazywał „Dziennik Łódzki”, wśród ofiar wymieniana była także Aldona Markiewicz, komendantka obozu. Jej nazwiska nie ma na późniejszych listach ofiar. W relacjach tych jezioro Gardno nazywano „Korbno”, a Gardnę Wielką „Ustroniem koło Słupska”, chociaż nazwy Gardno i Gardna Wielka figurowały już na pierwszych polskich mapach z 1945 r.
 
Niezwłocznie po katastrofie powołano dwie komisje do zbadania jej przyczyny. Jedną powołały władze Łodzi, drugą premier Józef Cyrankiewicz. Jednak przeprowadzone śledztwo trwało krótko, bowiem okoliczności były oczywiste. Ocalałe harcerki zostały na miejscu przesłuchane. Od dwóch z nich – Zofii Erdman i Barbary Wacek – pochodzą najdokładniejsze relacje z samego przebiegu zdarzenia, ale nie przesłuchiwano ratujących dziewczynki rybaków.
 
30 i 31 sierpnia 1948 r. przed sądem w Słupsku odbył się proces. Przewoźnik Wacław R. został skazany na 5 lat więzienia za spowodowanie katastrofy: zabrał na łodzie nadmierną liczbę pasażerek, źle je rozlokował, doprowadził do wywrócenia łodzi, przy czym przeciekającą motorówkę zabrał z gospodarstwa rybackiego bez wiedzy zarządcy. Sam zarządca, Wacław T. został skazany na 2 lata więzienia za przyczynienie się do katastrofy, gdyż to on skierował opiekunkę harcerek w sprawie rejsu do przewoźnika, chociaż wiedział, że ten nie ma koncesji na przewóz ludzi łodziami; w ten sposób dopuścił do rejsu, który w ogóle nie powinien mieć miejsca. Mechanik łodzi również był oskarżony, ale nie stanął przed sądem, gdyż zbiegł podczas przewożenia go do aresztu w Słupsku. Nigdy nie został ujęty, prawdopodobnie uciekł poza granice Polski.